W tym roku oboje z mężem odkryliśmy przyjemność tworzenia
dużych form :) On sobie łupie w dużych kawałkach drewna, ja zaczęłam szyć duże
lalki, a co :) Skoro inni mogą, to czemu nie ja? To jest trochę tak jakby się
tworzyło najlepszego przyjaciela/dziecko, w zależności na co ma się nastrój.
Wstępnie myślałam o różnych rejonach świata, ale chyba mam za mało przestrzeni.
Aczkolwiek taka Eskimoska... Snhsnhsnh :> Pomyślimy...
Po pierwsze przedstawiam Wam Wioletkę.
I Nutellę – nazwaną tak tylko roboczo, ale zostało jej na
dłużej ;)
Mają po 70 cm wzrostu (i dlatego żadna inna lalka jeszcze
nie dorobiła się sesji zdjęciowej w plenerze) i są nieco ciężkawe, bo wypchane
trocinami lub jakimiś strzępkami szmatek, czyli do ubrudzenia, a potem się
zobaczy, bo wyprać się na bank nie dadzą;)
Największym wyzwaniem były buty... Kiedyś próbowałam szyć
dla lalek nieco mniejszych, ale szlag mnie trafiał, a te zrobiłam z gotowych
wykrojów krążących gdzieś po internecie. Jest fajnie :)
Akurat kiedyś mąż sobie kupił w ciuchbudzie oczywiście,
kurtkę skórzaną – okazała się niewypałem, ale do szycia pierdołek - jak znalazł
:)
Mam wyrzuty sumienia, bo mi jeden chłopak siedzi w samej
koszulce i skarpetkach (rozmiar 15-17 idealnie pasuje, więc gdyby ktoś miał
takie mało przechodzone to chętnie przyjmę ;), a jest dla koleżanki... Znowu
będzie, że jestem niesłowna... Się jutro skończy :)
Oh jakie piękne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, też się sama nieskromnie zachwycam ;)
OdpowiedzUsuń