sobota, 8 września 2012

Duże


W tym roku oboje z mężem odkryliśmy przyjemność tworzenia dużych form :) On sobie łupie w dużych kawałkach drewna, ja zaczęłam szyć duże lalki, a co :) Skoro inni mogą, to czemu nie ja? To jest trochę tak jakby się tworzyło najlepszego przyjaciela/dziecko, w zależności na co ma się nastrój. Wstępnie myślałam o różnych rejonach świata, ale chyba mam za mało przestrzeni. Aczkolwiek taka Eskimoska... Snhsnhsnh :> Pomyślimy...
Po pierwsze przedstawiam Wam Wioletkę.


I Nutellę – nazwaną tak tylko roboczo, ale zostało jej na dłużej ;)


Mają po 70 cm wzrostu (i dlatego żadna inna lalka jeszcze nie dorobiła się sesji zdjęciowej w plenerze) i są nieco ciężkawe, bo wypchane trocinami lub jakimiś strzępkami szmatek, czyli do ubrudzenia, a potem się zobaczy, bo wyprać się na bank nie dadzą;)
Największym wyzwaniem były buty... Kiedyś próbowałam szyć dla lalek nieco mniejszych, ale szlag mnie trafiał, a te zrobiłam z gotowych wykrojów krążących gdzieś po internecie. Jest fajnie :)


Akurat kiedyś mąż sobie kupił w ciuchbudzie oczywiście, kurtkę skórzaną – okazała się niewypałem, ale do szycia pierdołek - jak znalazł :)


Mam wyrzuty sumienia, bo mi jeden chłopak siedzi w samej koszulce i skarpetkach (rozmiar 15-17 idealnie pasuje, więc gdyby ktoś miał takie mało przechodzone to chętnie przyjmę ;), a jest dla koleżanki... Znowu będzie, że jestem niesłowna... Się jutro skończy :)

2 komentarze: