niedziela, 24 sierpnia 2014

Pokój dla Ssaków

Dzisiaj może nie tyle rękodzielniczo, ale bardziej dekoracyjnie ;) Choć obszyłam batik i przeszyłam zasłonki, więc powinno się liczyć ;)

Pomyślałam - kupię sobie jedną poduchę i uszyję z niej dwie, jeśli będzie dwustronna. Hehe :) Chyba wpadli na to, że ktoś na to wpadnie ;) Poduszki są jednostronne, z tyłu białe. Czyli mało dzieckowe, ale co tam...



Chciałam jeszcze dwie futrzaste, ale trochę drogie... Za to w castoramie fajne sowy są, też na zdjęciu. Muszę to przemyśleć. Bo jeszcze na bank będę z Ikei zamawiać szmatę drewnopodobną w lekkim nadmiarze - na poduszki więc wystarczy na pewno.

I akurat była promocja na zasłonki, które podobały mi się od dłuższego czasu :)



Mąż wniebowzięty, bo będzie w domu pokój myśliwski ;) Ja bym powiedziała, ze leśny, ale niech mu będzie ;)

Na ścianie wisiała półka - mąż szanowny miał zakleić tylko dziurki po śrubach. I jak się rozszalał to i batiku na ścianie nie starczyło i część białych łatek widać...


Ułańska fantazja... Malowania jednak nie planuję.

A w całości róg prezentuje się tak :)


Sorry, ale pokój ma taki rozmiar, że jakby nie stanąć to więcej na zdjęcie nie wejdzie ;) Moja mama stwierdziła, że zasłonki są przytłaczające. Bo za dużo wzorków. Ale jak na mój gust to po żakardowych grubasach w różowym kolorze jest dużo lepiej i jaśniej. Cóż, kwestia gustu.
Za jakiś czas wstawimy piętrowe łóżko. Z jednej strony zrobi się ciaśniej, z drugiej pojawią się nowe możliwości upakowaniu zabawek i przydasiów. I oczywiście artystycznego wyżywania się w kierunku leśnej przestrzeni ;) Muszę odświeżyć temat filcowych ptaszków, bo jakoś tak padł niechcący w zeszłym roku...

środa, 20 sierpnia 2014

Jesień już czuć, czyli akcja "wykonczanie" ;)

Włóczki wszelkiego rodzaju to nie jest robota na lato. Jesień, zima, wczesna wiosna, ale nie lato :) Z drugiej strony widzę, że szycie jest na lato - chwilowo zapał mi odpuścił i zostały chyba ze 4 projekty przekalkowane, nie wycięte, ale może się jeszcze na nie rzucę :) Chwilowo nie ma kiedy...
Za to akcja "wykonczanie" idzie pomyślnie, bo wykonów mam już jedenaście, dwunasty w drodze ;) Na pierwszy rzut poszła włóczka Kent.


Z niej akurat wykonów mam 8, fajnie się robiło :) Jakoś 6 kłębuszków miałam, na sweter za mało, albo za dużo w zależności dla kogo ;)


To zrobiłam średniowieczne czapki - na następny sezon będą jak znalazł, coś trzeba porobić, póki jeszcze ma się choć chwilę czasu i trochę siły. A Me zazwyczaj usiądzie na bajkę, to parę rządków przybywa, w zależności czy bajka fajna, czy nie ;) Nie bójcie się, nie oglądamy cały dzień bajek, część powstała jak spała, albo bawiła się z kimś innym niż mamą ;)
Na moje wykony mam jeszcze jakieś Kotki, Kocurki, lny, mohery. Jakoś podobieram parami i może  ciekawe wynalazki wyjdą :) Bo co z tego, że cały karton tego badziewia jest, jak jeśli chcę coś zrobić to tak czy siak nie ma z czego? No to won resztki, robić miejsce na coś nowego ;) Co się również szmat tyczy, muszę przebrać co ja tam w ogóle jeszcze mam i oddać jakiemuś innemu pasjonatowi szycia ;)

sobota, 9 sierpnia 2014

Eksperyment

Co prawda wielce nieudany, ale za to ile nauki z niego płynącej ;)



Od ponad roku mam skitrane pocięte i gotowe do tworzenia różnokolorowe polówki. Materiału tego nigdy nie lubiłam, ale kiedyś miałam "wizję", z której nic nie wyszło, została tylko zapchana szafeczka ;) A że ekologiczna dalej jestem i całkowicie bezgotówkowa, to ja się nie ma co się lubi... ;)
Trochę się nakombinowałam, żeby mieć wszystkie części bluzki. Przeróbki to co innego i próba uszycia czegoś nowego z czegoś poprzycinanego to też co innego ;) Dzięki kombinacjom mam wstawkę z przodu :)


Nie mówię, że zła jest, bo nawet całkiem ładnie to wygląda i można potraktować ją jako "właściwości wyszczuplające" ;)


Na dole jest niebieski pasek, bo zabrakło na długości...


I pierwszy raz testowałam podwójną igłę :) Nie powiem, że jest źle, bo wręcz przeciwnie...

Ale zastanawiam się, czy bluzkę już wyrzucić czy dopiero za jakiś czas ;) Jest całkiem wygodna, kolor jak na róż też niczego sobie, ale... Na szwach się pomarszczyło i jakoś mnie wnerwia. Ten model jest zdecydowanie do czegoś mniej rozciągliwego, a przynajmniej może dla kogoś kto umie z polówki dobrze szyć? Nie wiem... Jak będę miała materiał pasujący do tego modelu to pewnie jeszcze do niego wrócę. Bo jest dobry nie tylko na ciążę :)
Za to na ciążę mam coś specjalnego w zanadrzu :> Ale nie ma kto mi zdjęć zrobić, więc z publikacją muszę jeszcze trochę poczekać. Na płasko nie prezentuje się tak okazale jak powinno...

wtorek, 5 sierpnia 2014

3. Juno od Janome

Na pierwszy rzut oka – Jezu, znowu trzeba będzie się wszystkiego od początku uczyć… Ale nie :)


Chyba jak już się obczai jedną nowoczesną maszynę to z kolejnymi nie ma problemu. Zwłaszcza, że ta jest taką dość uboższą opcją od E20. Nie, nie zmieniłam maszyny, wypożyczyłam ;)
Bo wg opisu jest to maszyna dla początkujących. No i jest :) Trzeba by chyba nie mieć przynajmniej połowy mózgu, żeby osoba pierwszy raz do niej siadająca i czytająca instrukcję sobie nie poradziła.
Przewaga nad E20? Ma fajne pokrętła, które łatwo chodzą… Nie trzeba kręcić z boku tym małym pokrętełkiem od A do Q.


Płytka ściegowa fantastyczna – uwielbiam takie linie :)


Stopki do wymiany – łatwizna. Chodzi w miarę cicho, ale moich kwalifikacji nie powinno się brać pod uwagę, bo maszyna dla mnie powinna wydawać szum nie głośniejszy od pracującego komputera, nie wiem czy w ogóle są takie maszyny ;)
Ilość ściegów wystarczająca.


Uwaga na trzpienie szpulek - system składany. Jak stoi wypakowana nie ma problemu, ale jak chowasz do kartonu... No zapomniało mi się, ale przynajmniej się nie złamały ;)



Nawlekanie nitki ze strzałkami...


Takie dziwne pudełko na akcesoria...


Ale za to wolne ramię przyjemnie kanciaste i dobrze rokujące do stolika powiększającego pole pracy ;)



Oczywiście chwytacz wahadłowy...


Zgrabna... ;)


Nieco mniejsza od E20.


Brakuje mi automatycznego nawlekania igły i obcinaczki nici na obudowie. Ot takie niby niewiele znaczące gadżety, a jak się człowiek przyzwyczaja ;)

Waży tylko 5,7 kg.

Na szczegółowe plusy i minusy miałam za mało czasu. Plusem jest 4stopniowe obszywanie dziurek - uratowało mnie, kiedy akurat szyłam na polarku. W ostateczności wyciągnęłabym Łucznika, ale jak już ta była pod ręką... ;)

Lista życzeń ;)

Idąc tylko w słoneczne dni nigdzie się nie zajdzie, a więc pomijając moje szyciowe wzloty i upadki postanowiłam ten jeden raz jeszcze się nie poddawać i cisnąć dalej ;) Kiedyś może wyjdzie, a przecież każdy profesjonalista był kiedyś początkującym :>

Tak więc spisałam sobie najpotrzebniejsze przydasie do zdobycia. Kartki czasem mi giną, a jak na jakimś super serwerze będzie, to zawsze da radę listę znaleźć. No i zawsze jest szansa, że komuś coś będzie zbyteczne i Gniewce podrzuci ;)
Plan jest kilkuletni, chyba że zdarzy się jakiś cud ;) Obawiam się tylko, że Ssakiem nr 2 wyczerpałam swoją listę cudów na całe życie, ale nie ma co na razie o tym myśleć... :)

Do szycia:
- overlock
- manekin krawiecki
- komplet lamowników
- miarka 3m
- nożyczki ząbkowane
- nożyczki Fiskars z Mamą Mumina (inne modele w grę nie wchodzą, choć fajnie by było, żeby też były ;)
- ostrzałka do nożyczek Fiskarsa Clip-Sharp
- stopka do wszywania frędzli
- stopka do biz 5 rowków
- stopka do podwijania
- igły podwójne
- archiwalne Burdy:
          2012 – 3, 4, 5, 6, 7, 8.
          2013 – 7, 8, 9, 10, 12.
          2014 – 1, 2, 3, 5, 6.

Nie do szycia:
- zestaw drutów drewnianych z przykręcaną żyłką
- przyrządy do robienia pomponów
- kołowrotek
- wieeeelka bela czesanki do przędzenia
- duże krosna do tkania szmat na swoje ciuchy ;)
- deski lipowe
- porządne pędzle
- dobre dłuta do linorytu
- duuużo gumek do mazania

Opcją dodatkową może też być mały domek, albo lekko większe mieszkanie, które to wszystko pomieści ;)

2. HUSQVARNA-VIKING E20


Plusy:

- cicha (ale i tak za mało jak na moje marzenia), nie wali przy dużej prędkości
- automatyczny nawlekacz igły :> No boski wynalazek



- obcinaczka do nici na obudowie – można zapomnieć o nożyczkach ;)
- szyje bardzo grube rzeczy bez większych problemów
- automat do dziurek. Jednak staje się ogromnym minusem kiedy się ma polar, lub nierówną tkaninę ze szwami, czy innymi takimi. W takim przypadku półautomat sprawdziłby się dużo lepiej, bo by się cisnęło póki dziurka by nie wyszła. A tak jak coś się zablokuje – czeka cię bardzo miłe i długie prucie…
- ponoć 32 ściegi i 70 funkcji szyjących cokolwiek to znaczy ;)


- ściegi overlockowe – taka tam namiastka prawdziwego, ale coś jest ;)
- ustawianie szerokości ściegu 0-5 mm połączone z ustawianiem pozycji igły przy ściegu prostym – bardzo fajne, żeby równo ostebnować w dziwnych miejscach, a ja jak wiadomo stebnować lubię ;)


- sympatyczne mocowanie stopki, ale stopki od mojego Łucznika nie pasują :( Pasują za to te od Janome. Szykuję się do zakupu kolejnych, ale to majątek kosztuje… Na początku ciężko się było przestawić z kształtu starej stopki na coś kompletnie innego, ale już jest dobrze :) Ale płytka trochę kiepska...


- wolne ramię – okazuje się, że nie wszystkie maszyny posiadają, więc można sobie chwalić :)
- strzałki „tu nawlekaj głupku” ;)


- opuszczane ząbki – dla mnie nowość, pikować nie lubiuę, nie wiem czy się przyda ;)



Minusy:

- brak stolika powiększającego pole pracy. Jest tylko pudełeczko na przydasie, ale na przydasie niepraktyczne całkiem, bo hałasują podczas szycia. No i generalnie  wolne ramię jest zaokrąglone w taki sposób, że jakby sobie człowiek sam chciał stolik zrobić, to troszkę dziwnie będzie… Muszę pamiętać, żeby do tematu stolika z jakimś majsterkowiczem powrócić...




- nie ma walizki w komplecie – jak na mój gust towar niezbędny, w produkcji wielkich firm zapewne bardzo tanio by wyszło, ale po co się wysilać? Może być przecież „gratisem” do drogich modeli… A tak by sobie można podnieś jakość niewielkim kosztem, szkoda, że firmy nie myślą…
- chwytacz wahadłowy – po rotacyjnym w Łuczniku jestem wielce nieszczęśliwa. Zauważyłam, że nowe maszyny z rotacyjnymi to już dość droga sprawa. Dziwne, że stary zabytek ma, a nówki sztuki nie…


- żarówka zapala się razem z włączeniem maszyny – przy dziennym świetle całkiem zbędne, przy wieczornym i tak się muszę doświetlać lampką. To po co ten przymus? Żeby więcej na żarówki wydać?
- jakoś tak się wtyczka zasilająca rusza... W Łuczniku prawie można było maszynę na kablu wieszać ;)


- igła luźna, w Łuczniku prędzej się ją złamało, niż materiał zmienił pozycję, a tutaj cuda na kiju… Ale idzie się nauczyć, żeby „delikatnie” ;)
- jakaś lekka - 6,5 kg – nie mam super miejsca na szycie, zazwyczaj biurko i jak szyję szybciej to mi skacze ;)
- krótki trzpień na szpuli – nie ma też czym szpulki zablokować i przy nawijaniu bobinka (jak to się po polsku nazywa? Zapomniałam ;) szpulka potrafi wyskoczyć jak się człowiek rozbuja ;)


- dźwigania do automatu dziurkowego jest podejrzana. Wychodzi kawałek, a potem trzeba na chama w dół. Przy czym potrafi odpaść to to plastikowe z końca. Więc mimo, że trzeba na chama to jednak z odrobiną delikatności ;)
- jakiś taki zabawkowy pedał gazu ;) Na zdjęciach z łucznikowym zabytkiem.




***
Nie wiem do jakiej kategorii zaliczyć pokrętło zmiany ściegów. Kręcisz, strzela, kręcisz, strzela... ;) W sumie bardzo upierdliwe nie jest, ale... ;)

Jak odkryję coś nowego to będę dopisywać, możecie co jakiś czas zaglądać ;)

1. Wstęp do opinii o maszynach, czyli taki tam off-top, bo lubię sobie pogadać ;)

HUSQVARNA-VIKING E20

Ostatnio pisałam o problemach, ale jakąś opinię poza problemami można napisać, nie? ;)

Maszynę kupiłam właściwie tylko dla „CICHO”. No, może jeszcze dla paru innych funkcji ;) Ale przy moim dziecku szyć w dzień się nie da, a stary Łucznik za głośny na nocne wariacje... Początkowo myślałam o komputerowych wypasach powyżej 1000 zł, ale po obejrzeniu mojego nabytku stwierdziłam, że więcej to by było za dużo. Na Łuczniku przecież też miałam więcej, a korzystałam tylko z ulubionych ściegów...
W obecnym stanie również wieczorami szyć się nie da, bo coś się często Ssak nr 1 wybudza, mąż zazwyczaj wieczorami pracuje, a ktoś jej pilnować i miziać musi… No ale cóż począć. Trzeba poczekać aż Ssaki dorosną ;)

Pierwsze wrażenie „o Boże... Ja się tego nie nauczę szybko”. Mylne wrażenie, trzeba tylko usiąść z instrukcją i po kolei zrobić, i już się pamięta :)


Stwierdzam jednak, że miłością mojego życia nie będzie – ot trochę lepsza od Łucznika. Myślę o czymś innym, o tej pierwszej upatrzonej wymarzonej, ale to musiałabym bank obrobić, wygrać w totka, czy jakiś inny cud ;) Ale za to jest baaardzo ładna :)


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Palcem po mapie

Słyszałam pare lat temu, że teraz to łatwizna przekalkować wykrój z Burdy. Kiedyś to było... Znaczy się chyba Burda wraca do tradycji ;)
Nie rozumiem zasady "ułatwiamy jeden model". Przy czym komplikujemy wszystkie inne zwłaszcza zaznaczone zielonym szlaczkiem. Jak nigdy nie maluję po arkuszach to teraz TO zrobiłam i... nie pomogło... Rozsierdził mnie któryś tam arkusz z 2011 roku. Wyróżniony model ma chyba 3, albo więcej kropek. Czyli co? Osoba, która potrafi szyć powyżej 3 kropek nie znajdzie sobie na arkuszu wykroju? Śmiech na sali...


Tak to wygląda "normalnie".


A tak przez papier do kalkowania... Czyli zielonego nie widać prawie wcale...

A poza tym jest różnica między rocznikami... Bardzo preferuję rocznik 2009 (a przynajmniej te numery z których korzystałam). Do 2009 siadam i kalkuję...


A nad 2011 stoję i stoję, i patrzę, i mimo numerków na brzegach kartki nie widzę...


A kartografię na studiach miałam ;)

Rozmowy petenta z Dużym Gościem...

R  O  Z  G  O  R  Y  C  Z  E  N  I  E

Tak. To uczucie, do którego się chyba przyzwyczaję na stałe. Cóż… Niektórzy niestety tak mają, że z czasem cała słodycz znika z ich życia i pozostaje owa gorycz. Pominąwszy życie prywatne, bo nie o tym ten blog, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że tematy okołoszyciowe, to jeden wielki zawód…
Kiedy kupowałam moją Husqvarnę E20 wszystko było ładnie, pięknie. Kontakt z firmą genialny, ekspresowy, wysyłają maila i jeszcze dzwonią. Kiedy zrozumiałam problem z maszyną również napisałam maila. Bo dzięki dziecku nie mam czasu załatwiać takich rzeczy w dzień. Maile dają mi komfort, że uzewnętrzniam problem nocą, a odbiorca załatwi go w najbliższym możliwym czasie. Odpowiedź poranna ekspresowa, ale piątek, więc załatwmy to w poniedziałek. Standard. Zawsze zaczynam przed łikendem…
Czego się dowiedziałam od serwisu? Że mam trzpień na nitkę w poziomie. A to bardzo ciekawe…


Poza tym mam bardzo dobry sprzęt i tam nie ma prawa nic się popsuć, mam sobie pokombinować. Tylko że niby co mam pokombinować? Jestem wariatką, wymyślam, zawracam dupę, nie umiem szyć? Pruć to nie umiem, pocięłam materiał nowej bluzki, nienawidzę prujek. Ale na tyle szycia to chyba wiem, że umiem. A może nie wiem, że nie umiem? Wariaci przecież tak mają…
Ręce mi opadły. Chociażby pan serwisant powiedział, żeby oddać na płatny serwis, żebym wyleczyła swoje urojenia. To nie… Nie należę do idiotek, które po pierwszym problemie szukają ratunku. Sama sobie radzę i czytam instrukcje...
Sytuacja jak z reklamacją w CCC – w butach nie da się chodzić, bo jakaś ciulowa kratka na pięcie się wgniotła? Źle używasz butów, wymień sobie wkładkę. Jak się pytam? Wiosenne buty nie mają zapasu na dodatkową wkładkę, a oryginalna skórzana wszyta… Albo jeszcze lepszy przykład – ubezpieczenie w NFZ. Cała rodzina ubezpieczona, a chodzimy przeważnie prywatnie. Nawet u dentysty do plomby dopłacamy, bo przecie se srebrnej nie wrzucę…
Nienawidzę rozmawiać z „fachowcami”… To tak jak w castoramie – jak powiem mężowi, czego potrzebuję, a on zapyta „fachowca” to rzecz się zawsze znajdzie. Jak ja sama pytam „fachowca” to patrzy się na mnie jak na debilkę… No tak. Kobiety mają swoje HORMONY (ostatnio „uwielbiam” to słowo), napięcie przedmiesiączkowe, focha i tysiąc innych. Wymyślają głupoty, a biedni, porządni faceci muszą takich bzdur słuchać… Już się nie dziwię mojej mamie, że przez tych pare lat więcej co ode mnie żyje zdążyła ich serdecznie nienawidzić…
Dobra, wracając do brzegu - se babo chciałaś polepszyć jakość pracy to masz… Zbieraj kasę na przegląd płatny, prywatnie, bo od firmy pomocy nie dostaniesz… Z resztą czym ja się jarałam? To było do przewidzenia od razu... Ktoś ci pomoże w dzisiejszym świecie za darmo? Zwłaszcza Duży Gość? Skoczyć mu możesz...

piątek, 1 sierpnia 2014

Komplet dla Me

Ja nie wiem co ja się tak denerwuję… Szycie to powinna być przyjemność, przecie w efekcie końcowym prawie zawsze wychodzi dobrze… ;) Cóż. Szyłam, mąż wrócił z pracy, się wystraszył i siedział jak mysz pod miotłą ;) Dobrze, że od razu nie zaczęłam pisać posta, bo byłby soczysty i +18…

Mam rozbieżności co do pochodzenia tkaniny. Była to bluzka koszulowa. Oczywiście nie zrobiłam zdjęcia „przed”. Nic nowego w moim przypadku ;) Właścicielka twierdzi, że dostała ją na 60 urodziny, obdarowująca, że kupiła na 40te, więc najłatwiej chyba wyśrodkować, tak czy siak bluzka miała ponad 15 lat. Osobiście nienawidzę tego koloru. Żadnych łososi, brzoskwinek, czy jakkolwiek zwał te odcienie. Ale Me wygląda w nim świetnie :)



Od razu wiedziałam, że z tego podzierganego frontu będą gacie. Ledwo starczyło.




Na wstawki z przodu i z tyłu też ledwo starczyło…




Dół sukienki jest z pleców i też ledwo starczyło ;)



Wykrój góry zrobiłam sobie sama, wyszło idealnie :> 

***
Generalnie jestem lekko zawiedziona moją współpracą z maszyną. Umiem duuuużo więcej niż na początku, a czuję się jakbym umiała mniej :( Może skok technologiczny mnie powalił? Nie wiem… Problemy są trzy:

- współpraca ze stopką do obszywania dziurek – ja rozumiem, że jak przy szyciu koszulki obok dziurki miałam „schodek” to jej coś nie pasowało. Ale na idealnie prostym? Wierzcie mi, wypruwanie skłębionych nitek na niby-dziurce nie jest przyjemnością…

- naprężenie dolnej nici?



Pan od Husqvarny mówi, że nie ma żadnej tajnej śrubki do regulacji… Dostałam numer telefonu, w poniedziałek go wykorzystam (swoją drogą, dlaczego ja zawsze w kontaktach z nimi mam przerwę łikendową? :D )

- o taki numer…


120 cm w ślimaczym tempie. Jakie to nudne było ;) Po idealnie równym materiale. Żadnych zgrubień, żadnych tajnych szwów. Dlaczego tak wyszło? Za mocno dociśnięta stopka i nitki łapią się za ząbki? Zły transport? Nie wiem…


No nic. Czekam do poniedziałku. Może mam po prostu fajny sprzęt w wersji bublowej 1:100000? Wcale bym się nie zdziwiła ;) Bo jak z całego pudła dobrych rzeczy wyciągnąć jedną popsutą to ja :) Tak samo 1 ziele angielskie na gar zupy – bankowo będzie w moim talerzu :D