czwartek, 26 września 2013

Kolejny raz zgubiłam swój rozsądek...

No ja się nigdy nie nauczę... No nigdy! :(

Mówiłam, że bodaj nigdy więcej i powinnam przy tym pozostać... Napaliłam się jak szczerbaty na suchary jak gdzieś na fb zobaczyłam, mąż się wybierał na zakupy, więc dostał misję "kup". I to tragicznie źle wydane 13 zł :(


Na okładce "rozmiary 68-158". Myślałam, że tych maleństw będzie więcej, a tu tyle co kot napłakał!... Przedruk ze zwykłych Burd - kilka kolekcji dobrze kojarzę z numerów, które mam... Kolejny raz się zawiodłam... Cudnie, że miałam nieustanny błąd przy zamawianiu prenumeraty... A kiedyś jeszcze nie obejrzałam numeru, a już sprawdzałam datę wyjścia kolejnego numeru... :(

środa, 25 września 2013

:)

Maszyna w fazie testów. Na razie jest O.K., sąsiedzi nic nie mówią ;) W sumie raczej jestem zadowolona. Niestety wszystko leci na raty, bo jakaś znowu kumulacja mi się tematów zrobiła... Ale chyba wszystkie funkcje rozgryzłam, nawet stopkę do dziurek, ale jakoś nie satysfakcjonuje mnie w pełni - rozbieg między wielkością guzika, a dziurką jaką robi maszyna jest za duża. No i jakoś gęstości ściegu nie mogę dobrze ustawić... Rozgryzę :) Zwłaszcza przy płaszczu, który skrojony leży ;)
***
Przedstawiam gorący kubek - kisiel jako chińskie ciasteczko :)


W sumie mam zamiar, się robi, ale robi się powoli to wykorzystywanie ;) Ale się zrobi - może tak lepiej, bo co nagle to po diable i wszystko co było za szybko - umierało szybko...

P.S. A już wspominałam, że kocham Szczecin?


I nawet załapałam się na listę :)

środa, 18 września 2013

Nie zaczynaj niczego w piątek, co wymaga „dni roboczych”...

DYGRESJA :)

Och jakim to kretynem trzeba być, by po wielokrotnych nauczkach od siebie samego i od innych zaczynać pewne dzieła w piątek... Najbardziej spektakularnym było chyba kupowanie mieszkania, kiedy to pan z pewnej firmy doradczej w piątek, mocnym popołudniem nam oznajmił, że nikt nam kredytu hipotecznego nie udzieli. Po wpłacie zaliczki na owo mieszkanie do pośrednika. Dużej... Omdlewałam cały łikend ze strachu i zgryzoty, a pan pośrednik od razu w poniedziałek podesłał nam kilka banków, które chciały z nami gadać. Pan fioletowy oczywiście potem też do nas wydzwaniał, że jednak kredyt dostaniemy, ale dla niego było już za późno... Pare innych wtop jeszcze było, ale już nie przypłaconych takim stresem :)

TEKST WŁAŚCIWY ;)

W piątek 13-go (dla mnie wcale nie pechowy :) zamówiłam maszynę. Maż marudził od rana, żebym się zdecydowała, ale moje mieszane uczucia co do finansowania zakupu opóźniały decyzję. Bo większe pół* kwoty miałam, a te mniejsze pół trzeba dołożyć... A to miało być tylko moje ciułanie i miało się zrealizować koło końca roku...
Zamówienie wysłałam po 16, czyli jak normalni ludzie już nie pracują ;) Dowalili mi jeszcze do proformy koszty wysyłki (a miały być darmowe) – tak wiec przelew nie poszedł i czekałam do poniedziałku rano, aż mi powiedzą jak to jest. Miły pan zadzwonił do mnie przed 9, że tak, że oczywiście transport darmowy, robić przelew, on mi już maszynę wysyła (z tym to chyba przekoloryzował ;) Mąż cały dzień w pracy, więc przelew poszedł wieczorem. We wtorek nawet nie czekałam na telefon od kuriera. Ale profilaktycznie po 21 wysłałam maila do wikingów, gdzież moja maszynka się podziewa :) Bo już raz tak było, że czegoś na fakturze miało nie być, a było i wychodziła niedopłata i tak sobie czekaliśmy na paczkę i czekaliśmy... No i pan (pracoholik jakiś ;) odpisał chwilkę później, że już wyjechała :) Uspokojona i radością przepełniona wyłączyłam komputer i skierowałam swe kroki ku wyrku... No może nie do końca uspokojona, bo mózgiem mym zawładnęła myśl, że maszyna owszem – przyjedzie, jednakże niesprawna, lub przynajmniej z uszkodzoną obudową... Nie spałam do pierwszej, bo moje dziecko stwierdziło, że woli się pobawić, o maszynie więc skutecznie zapomniałam...
Za to dzisiaj od samego rana. Ale że ja przyzwyczajona do nocnych wizyt kurierów, to czekałam spokojnie, ale tylko do 17 ;) O 19:30 dojechała, cała i jak na razie sprawna ;) Nie odkryłam co by mogło być popsute – miałam wrażenie, że ściegi, ale to przecież satynowe, kretynko, nie ta szerokość ściegu ;)
W pierwszym momencie byłam przerażona – nie wygląda to jak stary Łucznik... Wajchę od stopki ma gdzie indziej i  jest plastikowa – może to nie wada, nie wiem, zobaczymy jak poszyję :) Bałam się, że nauki będzie dużo, a to takie tam... ;) Ale moje subiektywne odczucia opiszę kiedy indziej, idę się jarać! Najważniejsze, że jest cicha. Może nie tak jak marzyłam, ale dużo cichsza od Łucznika :)

Reasumując – tak jak nie zaczyna się podróży w sztormie i nie podejmuje decyzji w gniewie, tak nie zamawia się  w piątek! Gniewka, zapamiętaj ;)

*) zdawałam matmę na maturze, więc wiem, że nie ma mniejszego i większego pół ;)


sobota, 14 września 2013

Mini marinistycznie :)

Jakiś czas temu piałam o drewnianych rybkach co mi mąż wyrzeźbił. W końcu skończyłam malowanie :)


Takie goluśkie też mi się podobały, ale pomalowane chyba nabrały troszkę charakteru :)


Oczywiście nie wyszło idealnie, trudno się mówi. Muszę się wyleczyć z idealności ;)


I nakupiłam sobie przydasi :)


Jeszcze do końca nie wiem co z nimi zrobię, ale dobrze mieć ;)

czwartek, 5 września 2013

Koszule, polówki, płaszcze, plany i sio mi z domu ;)

Fakt. Oboje z mężem mamy obsesję na koszule. Męskie oczywiście :) Ma ich przynajmniej ze 30, albo więcej... Pogubiłam się, już nie liczę :) Na szczęście jest to tania obsesja, bo świetne koszule kupujemy za 1zł ;) No na przykłada TA...


Miała być na moje heksagonki, bo te paski są tak intrygujące... Ale przegrałam z jego rządzą i faktem iż rozmiar jest w sam raz, że ma takie ładne „spinki” do mankietów... Tralala... No ale jakoś przełknę tą żabę. Mam kolejne 3 :>


O tą błękitną jodełkę prawieśmy się pobili, na szczęście jest na niego za wielka! :D Czyli dla mnie w sam raz. Na przeróbkę oczywiście :) Do tej pory zrobiłam sobie tylko jedną przeróbkę – z jego koszuli maturalnej, czy też studniówkowej... No bądź co bądź starej. Wyszła tunikowato, trzeba będzie jeszcze zaszewki dorobić. Wtedy będzie sukienkowata ;) Jeff będzie przerobiony na długi rękaw, względnie z marszczeniem na ramieniu, czyli roboty niewiele, jodełka będzie na krótki rękaw, jakieś patki, nie wiem co tam jeszcze wymyślę. O różowej nie myślałam jeszcze. Jeśli będę miała to nieszczęście, że wrócę do normalnej pracy, to wrócę w bojówkach i koszulach, a co :) W końcu trzeba sobie swój styl dopracować do końca, wiek do czegoś zobowiązuje ;)
 ***
Kolejny temat, który w końcu ruszam, a trącam co jakiś czas od wiosny, to płaszcz męski. Burda 3/2009, model 129.

   

Dzisiaj w końcu lekko rozprasowałam materiał, jutro zacznę ciąć.


Jest gruby i ciężki, na złożeniach ma niestety gdzieniegdzie odbarwienia, ale na szczęście mam go dużo, więc jak coś będzie nie pasować, to będę cięła do skutku ;)
 ***
Kolejnej szmatki mam nie wiem, czy wystarczająco dużo, ale będę się łudzić ;)


Tym razem Burda 8/2009, model 111.

    

Dobry był ten 2009 rok... Teraz dla jednego wykroju żal mi wydawać 13 zł...
Oczywiście, żeby tego wszystkiego dokonać, eksportuję jutro dziecię i męża do babci, bo inaczej nic nie zrobię.... Dzisiaj też ich wyeksportowałam, taka piękna pogoda, niech się wietrzą – chałupę nieco ogarnęłam, jutro będzie czas dla mnie :)

 ***

W bieżących działaniach mam również wielką torbę polówek do pocięcia. Plan jest – jak wyjdzie to się pochwalę, jak nie to nawet nie pytajcie ;) Na liście są m.in. lalki, ale przecież to oczywista oczywistość :) Byle mi się teraz eksportowa pogoda nie popsuła, jak mnie taki zapał dopadł... No zobaczymy...

***

A jak chodzi o heksagonki, to przez ostatnie 2 dni machnęłam 96 sztuk :) Koszula na krótki rękaw, rozmiar 14 ;) I tak sobie myślę, że projekt zawieszę - to nie jest wybitnie robota domowa, przynajmniej dla mnie. Jak oglądam film, to oglądam film i nie ma roboty. Tylko filmy oglądane po raz setny się do tego nadają, a ja chwilowo oglądam tylko te, co ich wcześniej nie widziałam... Tak więc chyba poczekam do następnych ciepłych dni, ale kto wie ;)

***


P.S. A jakiż ja sen dzisiaj piękny miałam! Przeprowadzaliśmy się do mieszkania, w którym miałam mieć swoją pracownię... Kurcze... Chyba nie w tym wcieleniu... Ale marzyć mogę :) I będę o właśnie tym mieszkaniu ze snu :)

niedziela, 1 września 2013

Roczek :)

To jakoś by tak wychodziło, że mój blog ma rok :) Strasznie dużo się przez ten rok zmieniło... I na lepsze i na gorsze. Ale dla mnie to plusy dodatnie i plusy ujemne, bo wszystko jest dobre :) Może nie do końca miłe, ale dzięki temu jestem w miejscu w którym jestem i jestem jaka jestem, a to mi wielce odpowiada :)
Z tradycyjnie pozytywnych – mam córkę. Z tradycyjnie negatywnych – nauczyłam się bardzo dużo niedobrych rzeczy o ludziach. Założyłam ostatnio drugiego bloga, jest „under construction” :) Mam mocne postanowienie kupienia dobrej maszyny do szycia, manekina krawieckiego, overlocka i aparatu foto jeśli obecny ma zamiar niedługo pociągnąć ;) A wszystko za własnoręcznie zarobione pieniążki, dzięki którym również nie będę musiała wracać do tradycyjnej pracy... Tyle postanowień na nowy rok życia :)
Pochwalić się mogę mężem, że po ostatnich prezentach nożyczkowych znów trafił z prezentem urodzinowym :)



Czyżby w końcu się nauczył? :D
I ostatnio prosiłam, żeby mi ładne pudełko chusteczek kupił (stare się zdewastowało nieco) – po zużyciu chusteczek pakuję do pudełka rolkę papieru toaletowego i się smarka dalej, czyli pudełko koniecznie musi być ładne ;) Kupił nie do końca świadomie takie:




Jakoś bardzo ostatnio w temacie sześciokątnym :D