Generalnie nie lubię jak jest bardzo brudno. Brudno w lekkim
zakresie jest do przeżycia ;) Tak więc zazwyczaj moje rękodzieło ogranicza się
do tego co nie brudzi, albo brudzi mało. Co nie znaczy, że malując jest
sterylnie – zazwyczaj wszystkie domowe ciuchy są pokryte akrylowymi kropeczkami
i innymi formami geometrycznymi. Do przeżycia :) Ale nadszedł czas na poważne
zmiany! Zapisaliśmy się z mężem na taki miniaturowy kurs o naszej szczecińskiej ceramice:)
(ptasiorek grający z dni ukraińskich i kotki z L.O. plastycznego :)
Mam fioła na punkcie gliniczków, zwłaszcza tych szkliwionych.
Każdy wyjazd na jarmarki i tym podobne uroczystości kończy się zakupem
jakiegoś, więc czemu nie spróbować by w końcu zrobić coś samemu? Kubek czy
talerz to nie ptaszek (mój ulubiony przejaw gliny, nie licząc aniołków;), ale
jeśli będzie można zrobić coś idealnie okrągłego, w sam raz do ręki, to już mi
się morda śmieje:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz