sobota, 24 listopada 2012

Pan z kwiatkiem :)


Dobrze, że jeszcze nikt mnie nigdy nie opierdzielił, za opierdzielanie się z wykonaniem roboty :) Tego Pana chyba szyłam od wiosny...


Dziś mąż zamawiającej przyjechał do nas na śniadanie i przy okazji zabrał go na wyprawę off-road’ową :) Żeby tylko się chłopak za bardzo nie ubłocił, bo właścicielka nie będzie zadowolona ;)


Nie musiałam szyć butów, bo w Lidlu były świetne skarpetki – mam jeszcze w zapasie dla innych :)


Trochę wygląda jak wokalista Nickelabck przed wpadnięciem pod kosiarkę ;) Cieszę się, że ma dobry dom, żeby tylko szczurki jego właścicieli nie dobrały się do trocinowego brzuszka...

Skarpeciaki


Wczoraj odwiedziliśmy Empik w poszukiwaniu kartek. Kartek oczywiście nie ma, ale zasięgnęłam inspiracji... Zabawki ze skarpetek... Za cenę miażdżąco-druzgoczącą... Zapewne made in China – z tego przejęcia nie sprawdziłam. A w swoim archiwum „do zrobienia kiedyś” mam całe książeczki o skarpetkowych zabawkach! Wiec kop do działania był :)
Z rozmachu zrobiłam od razu 6 :) 3 pary były w domu, 3 dokupiłam.

Idziemy na spacer? :) 

Całe są zrobione ręcznie – szkoda mi było czasu na rozkładanie maszyny.

   

Żaden nigdy w życiu nie będzie podobny do drugiego. No podobny może, identyczny nie :) W końcu pomysły kiedyś się kończą :D

   

I powiem wam, że swoją pracę i materiały wyceniłam na połowę mniej od made in China, seryjnie maszynowo, bez serca...

   

Tylko podejrzewam, że ludzie i tak będą dalej woleli zapłacić za te Empikowe, 15 zł za kawę w Starbucks’ie, niż za moje maleństwa...


Zimowe wyposażenie podstawowe


W końcu poszliśmy na sesję zdjęciową :) Oczywiście bez światła, wczoraj słońce świeciło cały dzień więc wyssało tygodniową normę, ale nic to! Deszczu nie ma co się bać;) A oto moje super ciepłe i gryzące getry:)

    

Dobrze, że łydki mam chude, ale w sumie takie wielkie też nie wyglądają źle ;) A to moja czapa – Himalaya Padisah – strasznie się robi, ale efekt zarypiasty :) Na rękawiczki kłębek już czeka...


Niestety za późno się dowiedziałam o tym, że moje prawe oczko nie jest prawym i nieco się skręciła – mam troszkę problemy ze zorientowaniem pomponów równo na boki ;)
Za to mężowa czapa wyszła prawie dobrze:) Uszka mu tylko trochę odstają, ale to jest do opadnięcia ;)


Stwierdził, że wygląda jak Jakub Wędrowycz tylko mu walonek brakuje :D

sobota, 17 listopada 2012

Dalej czapa za czapą


Dziwne. Wrażenie takie mam, że cały czas coś dziergam, a nie licząc czapeczek akcjoowcowych jakoś nic się nie kończy... Dwóch ostatnich zapomniałam uwiecznić, a wczoraj wykończyłam trzy :)


Jedną machnęłam, kiedy w czwartek jeździłam 10 h z kierowcą w pracy. No co? I tak nie było nic innego do roboty, a kłębek zawsze teraz trzymam pod ręką, bo nie wiadomo co się wydarzy. Trochę jak cycek wygląda...


Nawet udowodniłam, że jadąc w korku prędkością nie większą niż 10 km/h można robić na drutach :D Trzeba tylko uważać, żeby nie wdupczyć – dystans trzymać i zerkać:)


I pamiętajcie – nie zerkajcie na telefon – pani wczoraj zatrzymała się na moim haku – jak dobrze, że tyły ubezpiecza :) Ale na drutach robić można... ;)

wtorek, 6 listopada 2012

Nowe czapki

Machnęłam dwie nowe czapy:)


Światła brak - zdjęcia są jakie są.


Jutro jaśniej nie będzie między końcem pracy, a spotkaniem, a misio zaprezentować się musi;)
I zaszyłam torbę...


Wesoła, trochę się jej ryjek rozjechał;)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Nie będzie tytułu i już...

Dzień wolny. Więc pospałam. Wstałam. Powkurzałam się. Nastrój do dupy. Zostałam w sumie na chwilę sama i tęsknię... Nie zauważyłam kiedy słońce uciekło i zdjęć nie będzie, jak zwykle...


Śnił mi się piękny, nowy Jeep (marzenie ściętej głowy, a starego trzeba sprzedać najszybciej jak się da...); piękne moje, ale nieco inne miasto; inny dom... Słucham pięknej, ale niebezpiecznej muzyki - bo nadaje się tylko na tą porę roku i wpędza w większego doła niż się ma... Przynajmniej mnie :)


Cukierasy :)

Generalnie z candy u mnie tak jest, że nic nie wygrywam, a jak wygrywam, to się okazuje, że ten ktoś zapomniał mi to wysłać... No ale jak się nie gra to się nie wygra:)


Złota nie lubię, ale złote dodatki do cusiów fajne są:) Może wygram, dużej konkurencji jeszcze nie ma;)

niedziela, 4 listopada 2012

Drewniane szydełka


Chwalę się moim mężem:) Zrobił genialne szydełka – w końcu coś co lubię i może się przydać, a nie jakieś tam kurzołapy itp.


Toczone, ręcznie szlifowane. Bardzo wygodne przy dłuższej robótce dzięki grubej rączce – dłoń układa się bardziej naturalnie niż przy cienkim szydełku. Na zagranicznych blogach pełno jest takich – z różnego drewna, toczone jak tralki. Ale tam ceny są ohoho, albo jeszcze wyższe...


Rozmiary wyszły od 5 mm, długość ok. 17 cm. Lekkie,  przyjemne w dotyku. Pewnie od używania dłonią i nitką wypolerują się na błysk:) W chwili obecnej mamy ze śliwy, jabłoni i klonu. Trochę boję się użyć, bo mam czasem zapędy ku siłowaniu się z szydełkiem i potrafię złamać metalowe :D

Dziadówki...


Z miesiąc siedziałam i dumałam... Bo teraz trzymam się po pierwsze listy, po drugie co jest w danym momencie najważniejsze:)
Tak więc sweter dla męża znów spadł trochę niżej, bo moja czapka się robiła (zdjęcie może jutro, bo dziś już światło uciekło) i pojawił się znów „genialny pomysł na zarobienie grosza” – mam nadzieję, że to nie kolejny „to się na pewno sprzeda”, a potem jest jak zwykle, czyli zajęte dużo miejsca w szafie, albo rozdane znajomym:)

   
 (Moje ulubione motto życiowe i takie tam w związku z hobby, bo Słowianie rogów nie mają, to wiecie...:)

Przedstawiam zatem ekologiczne torby z grubej bawełny. Żeby było jeszcze bardziej ekologicznie część materiału kupiłam oczywiście w ciuchbudzie, część wręcz vintage – materiał przeleżał w szafie ponad 20 lat, a jest w lepszym stanie niż niektóre prosto z fabryki :) Bo to jest proszę państwa nie byle jaka bawełna – jakaś taka techniczna, gruba, podobna do jeans’u, tylko troszkę więcej kłaczków od niego posiada... Taśmę na rączki kupiłam przypadkiem, od razu w długości 25 m – na parę toreb wystarczy :)

   

Szyte maszynowo – moja maszyna czasem nie łapie pewnych grubości i nitka się biesi, ale generalnie nie wyszło źle. Czasem w gotowych produktach prosto z Chin można znaleźć więcej takich baboków. Malowane oczywiście ręcznie, może w przyszłości porobię szablony, jak na chwile obecną nie ma takiej potrzeby. Wyszywane też oczywiście ręcznie – maszyny do haftu się chyba nigdy się dorobię:)

   

Muszę nazbierać trochę więcej mądrych i krótkich zdań... Te długie długo się maluje ;)