niedziela, 29 listopada 2015

Zajęcia dodatkowe cz.1

Pamiętam pierwsze "zadanie domowe" z przedszkola. Oj, jaki bunt mi się włączył! Bo ja ewentualnie mogę, ale na "muszę" mam alergię ;) No ale jak się za coś wezmę, to musi być dobrze zrobione i kropka. Zwłaszcza jak pod tym się dziecko ma podpisać...
Włos mi się zjeżył na wieść, że trzeba zrobić ozdoby świąteczne na kiermasz... Czytaj post niżej, dlaczego NIEEE ;) No ale... Mój mózg raz kopnięty leci, nie zawsze w dobrym kierunku ;)
A więc nie zaczynaj zdania od a więc, powstały już orzeszki...



I żołądź.


Boże... Ja wiedziałam, żeby tych opakowań od jogurtów z Biedronki nie wyrzucać, no wiedziałam... Są boskie! Ale ograniczam ostatnio chomikowanie, no i wiecie...
I kocham brokat! Oj jak kocham. Ale nienawidzę, kiedy wszędzie leży. Z wielką starannością wycierałam, myłam, zbierałam. Po czym Ssak nr 2 wywlekł ze śmietnika OCZYWIŚCIE, że papierowy ręcznik z zebranym brokatem. Nie wiem jak on to zrobił, ale sprzątanie było świetne ;)

C.D.N. :) w kolejce czekają słoiczki po owockach, butelka po keczupie i glina samowysychająca. I drewno opałowe, ale to już mąż będzie musiał pomóc jak wróci... Coś czuję, że znowu przesadzę z zaangażowaniem się w zadanie ;) 

Się dałam wkręcić ;)

Miałam nie robić. Nieee, nie mam kiedy, szykuję pierdoły na urodziny Ssaków, mąż na wyjeździe, chałupa na mojej głowie... Aczkolwiek w pierwszym odruchu pomyślałam, że tak i co weszłam do przedszkola to czytałam plakat ;) I byłam twarda  do piątku. A bo co to tam takie, że dzieci nie chcą iść spać, jeszcze gary, jeszcze coś tam. Jeszcze zrobię miska ;) Ot jak człowiek nie ma czasu to trzeba znaleźć sobie dodatkowe zajęcie... Miśki szyte są na akcję charytatywną. Jakoś ciężko mi bokiem mijać takie tematy... Bo niezgodnie ze swoją wiarą, mocno wierzę w Karmę. Musi wrócić. Kiedyś, późno, za późno, ale wróci...
Mój misiek jest minimalistyczny :)


Niekoniecznie w moich ulubionych kolorach, ale może trzeba czasem zrobić coś wbrew sobie? Zauważyłam, że to co mi się kompletnie nie podoba, wprawia w zachwyt wielu ludzi. Analizować nie będę, kto ma podły gust w tym układzie ;)


Jedynie serduszko jest naszywane, resztę namalowałam oczywiście Decorfine'm Textile. Słuchawki miśka to szklane paciorki, a kabelek - gumka kapeluszowa. Miśki miały być robione z dziećmi, a że mój Ssak nr 1 nie nadaje się za bardzo jeszcze do takiej roboty, to miała mały wkład w niego, ale za to jaki ozdobny! ;)


Miś został wyprzytulany, wycałowany i mam nadzieję, że za dużo bakterii na niego nie trafiło ;) I od wczoraj słucham, że miś idzie do przedszkola, do pani B. ;) Dobrze, że już jutro go oddamy...

***
A tak na marginesie uwaga do osób zamawiających kulkę silikonową... Ja już kiedyś przerabiałam wielkie PUFFF przy 5 kg wypychu w jednym worku, to wiem co robić ;) Co nie znaczy, że człowiek się ogarnie na czas ;) Więc jeżeli dostajecie kilo wypychu w worku nie większym niż 50x20 cm to się szykujcie! PUFFF! Nie róbcie tego przy dzieciach. Mój błąd ;) Starsze rzucało do góry, młode zjadało ;) Obraz w sam raz do robienia zdjęć, gdyby człowiek miał czas o tym pomyśleć... Na szczęście na wypchanie czekają trzy poduszki, jedna się doczekała przed czasem ;)

poniedziałek, 16 listopada 2015

Jak się nie ma co się lubi...

Zakochałam się ostatnio w cotton balls'ach. Ale, że kasy w domu nigdy za wiele to chwilowo muszę się obejść smakiem... Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, włączyło mi się kreatywne myślenie ;)
Patyk lipowy, który kurzył się od kilku lat a to za szafą, a to w piwnicy i światełka choinkowe, które przez jeszcze jakiś czas nie będą w użyciu - nie mam ochoty pilnować choinki, albo stawiać dla niej klatki i to nie bynajmniej przez psotnego kota ;)


Nie włączone to taki trochę potworek... Cóż może być atrakcyjnego w patyku i fuuuu zielonym kablu?


Ale jak się lekko ściemni...


A potem jeszcze bardziej... ;) Milutko się w domu robi, taka nora jak to znajomy mówił, ale przytulna ;)
Zdecydowanie lepsza byłaby nieokorowana brzoza, ale nie ma co wybrzydzać...

Być jak mama

Mój kochany Ssak nr 1 już kiedyś wyrażał zapotrzebowanie na chustę. Jak mama nosi dzidzię, to i ona chciała. Za ów sprzęt robiła pierwsza z brzegu apaszka i nic to, że nie po fachowemu zawiązana ;) Ostatnio przy wyjściu na spacer, na który koniecznie trza było bobaska wziąć, nieopatrznie wypowiedziałam, że mama nosidełko musiałaby uszyć, czym spowodowałam histerię, bo owo nosidełko powinno cudownym sposobem być na JUŻ ;) No i mama chcąc nie chcąc późne popołudnie spędziła na szyciu. To było ekstremalne zadanie, bo ciągłe powtarzanie nie ruszaj, zostaw, uważaj, nie ciągnij, wykończyło mnie bardziej niż bieg w maratonie ;) Tak więc nigdy więcej bez musu wielkiego szycia z dziećmi...
Na szczęście miałam jeszcze materiał z którego uszyłam swoje mei tai. Nie wiem, czy inny materiał nie wywołałby kolejnego powodu do rozpaczy...


Czasami jest w użyciu... Na takie dosłownie 5 minut... 


Nie sądzę, żeby kolejne było potrzebne, ale jak coś to musi być na klamry - szybciej będzie ;)

piątek, 13 listopada 2015

4. Texi Joy 13

Kocham piątki 13go ;) Dojechał mój nowy sprzęt - no wiedziałam, że będzie fioletowa (mój najmniej ulubiony kolor ;), ale nic to - darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Patrząc na inne kolory mam niespójność z nadrukami na obudowie. Po mojemu powinny być wedle koloru wierzchu, a są niezmiennie fioletowe. Więc jest dobrze :)
Pierwsze wrażenie - maleństwo, zabaweczka :)


Bardzo przyjemne wykonanie, taka do miziania ;)


Wszystko jest proste jak budowa cepa. Instrukcje obsługi przejrzałam ot tak, żeby zobaczyć, czy są jakieś myki o których nie wiem.
Podstawowe ściegi wystarczające na początek szycia. Nie ma automatu do dziurek - dla mnie w sumie wielki plus, bo zazwyczaj robię dziurki w takich miejscach, gdzie automat nie daje rady...


Pokrętło chodzi troszkę ciasno, mogłoby być lepiej, ale nie wymagajmy cudów ;) Dziwne to coś do nawijania bobinków - od razu nitka poszła mi pod szpulkę. Ale to może ja jestem sierotką? ;)


Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w płytce ściegowej, uwielbiam właśnie takie.


Góra cała fioletowa...


Bok prześliczny :) A dziurki od wentylatora - mistrzostwo świata, całkiem jak kłębek wełny, ciekawe czy to było zamierzone :) Wtyczka od pedała wchodzi rewelacyjnie i wyciąga się równie dobrze. Nie miałam stracha jak u Husqvarny, że coś mi się wyrwie, że trzeba wepchnąć na siłę itp.


Patyk do szpulki... Dla mnie dziwne rozwiązanie... Boję się, że coś mi na to zleci i się urwie ;)


Tył jak tył...



Jest sporo mniejsza od Husqvarny... Jakby zgrabniejsza :)


Za opakowanie robi woreczek z ceratki jak pod prześcieradło dla dziecka, tak mi się skojarzyło ;) Nie ma oryginalnie wycięcia na rączkę, u mnie dziura już jest ;)


No i tak samo durnowate pudełko na akcesoria jak u Juno... Klapka i sprężynka tak dużo drożej by wychodziły? Husqvarna wygrywa w tym momencie ;)

Z plusów jeszcze:
- cena (o ile bym kupowała ;)
- wybór koloru (tego to zdaje się nikt inny nie ma)
- światło LED - jest białe, ładne, sterylne, w sam raz do szycia. Ciekawe czy do H. można by taką żarówkę kupić, muszę sprawdzić.
- cicha
- fajny obcinacz nitki, tak idealnie pod nitkę ;)

Minusy:
- zdaje mi się, że szyje wolniej od H. ale nie chce mi się sprawdzać danych technicznych ;)
- chwytacz wahadłowy (ale w sumie nie wiem, czy to minus... Już się do tego przyzwyczaiłam w sumie...)

Fajna. No naprawdę fajna :) Mało ostatnio szyję, więc nie wyłapałam pewnie wszystkiego, ale jest dobrze :)

Waży 4,9 kg.

środa, 11 listopada 2015

And the winner is...

Nie tak dawno na FB pisałam, że muszę pewne tematy poodpuszczać. No nie ma możliwości, żeby szyć kiedy ma się dwa pokoje i w każdym śpi po jednym dziecku. Nie odpuszczam na zawsze, ale pauza być musi, co też nie znaczy, że maleństw jakiś się nie uszyje ;) No i przypadek sprawił, że dzięki tematowi, którego absolutnie nie odpuszczam, a wręcz przymierzam się do wielkiego powrotu, wygrałam sobie to co chwilowo lekko zaniedbuję ;) Z musu. Nie z chęci...
Jakiś czas temu STRIMA ogłosiła konkurs na pomalowanie ich nowej maszyny do szycia, która premierę ma w listopadzie. No to stwierdziłam, że trzeba coś pomyśleć. Nie miałam pomysłu długo oprócz JOY chodzącego gdzieś za mną. No bo to musiała być radość z szycia :) I tak sobie guglowałam graficznie to hasło i wyskoczył mi różowy zrzut ekranowy z jakiejś gry z superbohaterem. I się włączył proces myślowy wysokoobrotowy i poszło ekspresem. Co prawda nie samo malowanie, bo dzieci wybitnie złośliwie w takich momentach nie chodzą wcześnie spać ;) Stworzyłam coś takiego...


I się udało :) Zapomniałam o konkursie, wynikach i telefon bez podejrzeń odebrałam w szpitalu (Ssak nr 2 zrobił nam mały numer, nic mu nie jest, lekarz kierujący wykazał się nadgorliwością...). I cieszę się niesamowicie :) O Texi Balerinie kiedyś myślałam, ale jest chwilowo poza zasięgiem finansowym. Husqvarna wybitnie nie podbiła mojego serca. Łucznik jest strasznie głośny. Ja wiem, że niektórzy stwierdzą, że po co mi trzecia maszyna, jak pewnie ktoś nie ma wcale i nie wygrał... Ale możecie wierzyć lub nie, zasłużyłam... :) 
Czekam na kuriera z niecierpliwością, ciekawe który kolor dostanę (dobrze, że oni decydują, bo ja bym sama nie umiała, wszystkie piękne ;) i pewnie kiedyś zrobię recenzję jak się szyje (i mam nadzieję, że będzie bardzo pozytywna :)