poniedziałek, 24 lutego 2014

Sukienka cz. 2

Wstęp do tematu macie TU :)
Po prawie 2 tygodniach nic niemożności zrobienia, bo mała chora i uwieszona oczywiście na mnie, nadszedł w końcu boski dzień u babci, czyli moje takie niby wolne ;) Standardowo odpokutowałam myciem podłogi i garów, ale przy okazji nawet coś uszyłam i pofarbowałam. I o dziwo sukienka już jest, a nie dopiero na lato ;) Taaadaaam :)


Trochę mi się dzianinka pościągała, ale nie jest źle. Może się wybitnie nie zaprzyjaźnimy, ale też nie będziemy zaciętymi wrogami ;)


Górę wykończyłam zabytkowym szalikiem, chyba należącym jeszcze do dziadka (zapomniałam mamę spytać). Czyli jest nie tylko starsze od mojej córki, ale i ode mnie ;)
I moja maszyna ma super ścieg do tego, prawie jak profesjonalna ;)


Do kompletu oczywiście gaciory :)


Z rozmachu poleciałam jeszcze jedne, ale mam gumki nie wciągnięte i światło uciekło, więc zdjęcia kiedy indziej. A w ogóle to one mają przed gumkami rozmiar na dorosłe dupsko ;) Nie powiem, że to mnie zainspirowało, bo myślę o TYM od czasu audycji o gaciach w Chilli Zet. Bielizny nienawidzę kupować. Staniki ostatnio ze trzy razy wymieniałam, a i tak są źle dobrane, bo już straciłam cierpliwość do durnego babska z rynku. Gacie są jeszcze gorsze. Zazwyczaj lądują w najciemniejszym rogu szuflady i dalej chodzę w tych starych, prawie że z łatami ;) No bo niby dlaczego nie uszyć se gaci? Nawet na Etsy można sobie kupić, na ten przykład liski takie milusie ;)

 gacie

No to jak dorwę miłą bawełnę, to sobie uszyję. Ba, nawet mężowi uszyję! ;) Nieee, liski nieee. Coś bardziej przyziemnego, ale nie liczcie, że pokażę na swoim zadzie - łatwiej by chyba było coś w Corelu namalować, niż w Photoshopie przerobić ;)

BTW... Doszłam do wniosku, że za te wszystkie co to ja nie zrobię powinnam sobie palnąć mokrą szmatą w twarz! W ogóle to powinnam sobie listę postów zrobić, gdzie było co to ja nie narobię... Choćby filcowe ptaszki do pokoju dla Me... Pokój nie pomalowany, bo nie, ptaszków nie ma... Więcej spektakularnych wtop chwilowo nie pamiętam... Ale majtki będą. Bo łatwe i szybkie i nie trzeba iść do sklepu ;)

Czapa :)

Taaak, ja wiem, że już lecą gęsi i żurawie. Wiem, że jest ciepło - kiedyś bym nawet w kierunku dodatkowych ocieplaczy nie spojrzała., ale... Chyba się zestarzałam... O ile rękawiczek mogę nie założyć i schować łapy w kieszenie, to jakoś nie mogę zignorować faktu jakiegoś wiatru we włosach. Cóż... Pewnie to też przez bóle głowy/zatok. No bądź co bądź czapka padisahowa po obcięciu włosów zrobiła się za duża. Czapka z wrabianym wzorkiem została skomentowana przez moją babcię, że kiedyś, z 50 lat temu baby na wsi w pole do rozrzucania gnoju wychodziły w takich kolorowych czapkach, ale moja babcia jest specyficzna o czym napisałam TU i nie ma co się przejmować. Jedyna czapka w której normalnie wyglądam jest z dwu warstw, więc trzeba było sobie zrobić nową ;)


Wełna owa przeleżała w koszyczku chyba od ostatniej zimy ;) Tak, u mnie wszystko ma długi czas realizacji, bo trzeba się chyba pogodzić z nieuchronnością zużycia czegoś ;)


A tak w ogóle to stwierdziłam, że melanży nie lubię. Nie no lubię - kiedy są w oryginalnym, fabrycznie zwiniętym kłębku, względnie w tym tradycyjnym dla kota, ale nie lubię rzeczy z melanżu. Zwłaszcza takiego co ma bardzo krótkie powtarzalne odcinki. Za bardzo to się takie "maskujące" robi. Ja wolę delikatne przejścia, rozpływające się, nie lubię ostrych plamek.
Generalnie czapa do głowy mocno nie przylega - górę częściowo zakończyłam zbierając oczka, częściowo ściągnęłam. Robiłam bez wzoru, więc genialnie nie wyszło, ale całkiem sympatyczna ta "gwiazdka" ;) Już zaczęłam robić czapkę dla męża - przecież jawne i oczywiste jest, że chcąc ja zrobić na następną zimę, bardzo było wskazane już zacząć ;)

piątek, 21 lutego 2014

Jakby co...

Gdyby ktoś byłby zainteresowany, to założyłam sobie tak jakby brudnopis. Jakby coś kiedyś mi wyszło, to nie będę musiała archiwalnie działać, jak nie wyjdzie - nie żal będzie skasować :)
Tu zostaje to co było do tej pory - dodawanie nowych tematów byłoby bandyctwem - i tak w porównaniu z blogami tematycznymi mam śmietnik...

 Brudnopis

A więc klik w zdjątko i macie blog dość przyszłościowo o: przędzeniu, wrzecionach, farbowaniu, może o filcowaniu i tkaniu :)

piątek, 14 lutego 2014

Nienawidzę swojego żelazka :(

Nie no żebym się straaaasznie napracowała, ale... Moja szafa okazała się znowu magiczna i wyrzuciła gładkiego bodziaka ;) Namalowałam, zaprasowałam...


I mam za ajfelem tak jakby zachód słońca :(


Chyba będę kłamać, że tak miało być ;)

środa, 5 lutego 2014

Zabrakło :(

No kurde, a tak optymistycznie to wyglądało...


Mam jakieś 25x40 cm i brakuje mi z 10 białych koszulek. Trza się do ciuchbudy wybrać...
Zrezygnowałam z warkocza, bo się sajgon robił, będzie kieszonka :) Swoją drogą to fajne cieniowanie wychodzi, bo każda koszulka inaczej sczochrana. Ale i tak pofarbuję :)

sobota, 1 lutego 2014

W jednokolorowym bodziaku dziecku się nie godzi... ;)

Wraz z dzieckiem otrzymaliśmy wieeelki wór ciuszków. Wtedy zastanawiałam się kiedy ona to założy... Okazało się, że dziecko rośnie szybciej niż człowiekowi mogłoby się zdawać i prawie przegapiłam czas użycia moich najbardziej oczekiwanych potworów! (patrz ze dwa posty niżej ;) A mam ich z 5 rożnych sztuk, no ale nie ważne.
No i co jakiś czas szafa zaskakiwała mnie ciuszkiem, którego właściwie nie pamiętałam. Etap zaskakiwania się właśnie skończył - dorosła już do prawie wszystkiego, teraz zostało mi pare sztuk dopiero na kolejną zimę. Ale już nie do malowania :) Te dwa bodziaki są ostatnie. No właściwie to nie, bo wcześniej przecież wygrzebałam jeszcze 3 koszulki, ale weny na nie nie mam... Za to na to wena ekspresowa ;) Trzeba było przecież wykorzystać świeżo zakupione mini guziczki :>


W sumie najwięcej czasu zajęło mi zaprasowanie farbki. Najgorsza część, ale łatwa wiec nie ma co marudzić :)


Sukienka

Pierwszy i ostatni raz wymieniłam się na ciuch z obcą osobą... Brrr... Zdarzało mi się od znajomych dostać jakieś ubrania, ale były one w nienagannym stanie. A koszulka... No cóż... Z ciuchbudy bym jej na bank nie wzięła. Bawełna O.K., trochę sczochrana, ale pachy... Brrr...


Dlatego rękawy zostały od razu odcięte :) Będzie sukienka dla Me.


Tutorial TUTAJ. Tym razem się przygotowałam i zapisałam linka :D

Do kompletu będzie chowacz pieluch :) Do tego też mam TUTORIAL! :> Szok, nie? :) Porządnieję na starsze lata... Muszę jeszcze znaleźć jakieś paski z koszulek do wykończenia. Noooo, ale do lata mam czas, nie? :>

Sprawa wielkiej wagi ;)

Kłębek + druty = 488 g. Masakra bym rzekła :) W sumie nie ma co narzekać, bo widziałam, że panie robią różne rzeczy z "nici" o grubości solidnej marchewki, więc to tam takie moje marne ok. 5 mm średnicy ;)


Znęcam się nad moją włóczką z recyklingu koszulek. Przecież nie będę się zniżać do kupowania zpagetti ;) Trochę mam za cienkie druty. Trochę mnie nadgarstki bolą. Ale fajnie się robi, szybko widać efekty. Wrabiam warkocza i w pierwszym momencie pomyślałam - ale jak? Robię cały czas w kółko :D Ot człowiek stary, a durny ;)
Robię drugą torbę. Pierwsza była na szydełku, mam nadzieję, że ta będzie nieco lżejsza... I oczywiście pomocnik się znalazł...


Tą włóczkę wyjątkowo dam jej poplątać ;)
Chcę ja pofarbować, zobaczymy czy mi wyjdzie :) I wszyję podszewkę. Nie ma co do końca ufać dzierganej torbie ;)