Nienawidzę świąt. No może nie tyle świąt co sprzątania i
zamieszania... Jak się ostatnio do drutów dorwałam, to podłogi z miesiąc nie
myłam, że o kurzach nie wspomnę ;) Szafy prawie do sufitu wytworzyły już nowe
kolonie inteligentnego osadnictwa ;) Ale firanki czyściutkie, ślady po
rozsmarowanym szerszeniu w końcu znikły, wszystko jest na swoim miejscu i
pachnie. Jedynie podłoga dalej nieidealna, bo kot poznaczył ją łapkami, trudno
– po ubraniu choinki i tak trzeba będzie ją myć na nowo – kota przestała kurzem
trącić co nie znaczy, że ma teraz sypać wszędzie brokatem ;) Ufff...
Zdążyłam... :)
Z braku toreb świątecznych uszyłam dziadówki na prezenty –
tylko takie żeby można nosić też na Wielkanoc ;)
Likwiduję tym samym nieekologiczne papiery i ryzyko zarwania
od prezentów wewnątrz ;)
No i skończyłam już komin. A właściwie to takie g... za
przeproszeniem :) Bo oczywiście robiłam bez wykroju, świetnie układało się na
żyłce, po czym zrobiła się falbanka...
Trudno... Padisah do prucia się nie nadaje, będzie jak jest i będę
udawać, że tak miało być ;) Zdjęcia będą jak będzie jasno ;)
***
A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego na Święta – pierogów,
uszek, barszczyku makowca i co tam jeszcze lubicie, a na Nowy Rok dużo kłębków
wełny na dużo swetrów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz