Jak co wnikliwsi zauważyli, przemilczałam temat jarmarku w
którym brałyśmy udział jako Wiatraque. Bo cóż tu dużo mówić? Na całe dwa dni
sprzedałyśmy 1 rzecz, a nasze stoisko naprawdę zacnie się prezentowało...
Próbuję różnie to sobie tłumaczyć – począwszy typowo dla
mnie moją winą, że robię beznadziejne rzeczy, skończywszy na dodawaniu
przydomków ludziom ;) Bo chyba najmniej winy mogę zrzucić na brak pieniędzy u
gości, bo w niedzielę całą rodziną przychodzą raczej dobrze sytuowane osoby –
dla całej reszty jest darmowy czwartek... No nic... Straciłam ponad miesiąc na
dziubanie rzeczy, które nie są w stanie do niczego mi się przydać.
W konsekwencji owego zajścia postanowiłam sobie, że jakoś to
przełknę i pojadę na jeszcze jeden jarmark w maju. Jeśli tam nic się nie
sprzeda, pakuję cały majdan i oddaję na szczytne cele (a znam już przynajmniej
2) – marzy mi się, żeby przynajmniej koszty materiału się zwróciły. Nie był to
dramat, ale „co ja za to bym nie miała”...
Tak więc od około dwóch tygodni nie mam konkretnych celów,
planów, działań, obijam się, odrabiam zaległości pt. „zapisuję zdjęcie na dysk,
kiedyś to zrobię” – oczywiście w efekcie nie mam czasu robić ;), czytam w końcu
książki (wczoraj nawet przeczytałam 2 i nieistotne, że ta jedna to bajka dla
dzieci ;) Pewnie cały wieczór spędzę na przeglądaniu Burdy, bo muszę się wziąć
za wiosenne kurtki, które może będą na jesień ;) No i jeden taki przystojniak
nadal czeka na włosy, zaraz go przytulę ;)
Stoisko śliczne! widać, że włożyłaś w to sporo pracy :) Co do sprzedaży na jarmarkach mam podobne doświadczenia, ale się nie poddaję :)
OdpowiedzUsuńMimo tego, że nic się nie sprzeda i człowiek się zniechęca, to na takich imprezach:
zawsze jest z kim pogadać,
zawsze się kogoś ciekawego zapozna,
zawsze można się czymś zainspirować :)
Może gdybym miała miejsce, żeby upychać wszystko co zrobię... Może żeby to było moje jedyne zajęcie... Może... Ale chyba jednak wolę luz w robieniu rękodzieła :) Wkurzają mnie terminy i mus. A ja chcę to kochać, a nie się wkurzać :D
Usuń