Nienawidzę fartuchów. Jakoś wygodniej mi zmienić ochlapaną czymś bluzkę, niż zakładać to badziewie. Ale maż mnie gnębił, to w końcu uszyłam :) Może nie zauważy, że dalej nie używam ;)
Materiał to jakowaś chyba bawełna, którą dostałam od Julii. Leżało, ale nie miałam specjalnego pomysłu na nią, tyle, że na pewno przyda się ;) Podobają mi się inne fartuchy, ale... Trza by materiał specjalnie kupić, spędzić nad szyciem cały dzień, no to odwaliłam najprościej jak się da ;) Taaaadaaaam ;)
Szkoda, że brzegi fabryczne były gdzieniegdzie pocięte - są super. Gdzieś tam kawałkami prześwitują :)
W fartuszku tradycyjnie wg mnie musi być koronka, więc jest - taki jakiś koziołkowaty wzór :)
Niespecjalnie mi się podobała, ale na fartuchu wygląda znośnie :) Generalnie nie przykładałam się do niego, paski wszyłam wielce artystycznie...
Ale żadnych większych błędów nie popełniłam :) Szwy w miarę równe, a że koncepcja nie do końca przemyślana... No cóż :)
Obiecuję, że następnym razem się poprawie, bo Paulina wrzuciła fajowy patent na fartuch z ręcznikiem - u mnie zamiast górnej falbanki mógłby być :> Bo nie ma to jak łapy o siebie wytrzeć ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz