Akcja „wykonczanie” porządnie
uprzątnęła moje zasoby włóczkowe. Powstało 41 czapek :) Jestem z siebie TAAAAKA
dumna! Że też w ogóle mi się chciało ;)
To jest mój faworyt – z resztek jakiegoś moheru i padisaha.
Fantastycznie ścieg się ułożył i zapragnęłam mieć taki
sweter. Tylko, żeby łańcuszki układały się pionowo. No i tu jest problem, bo
nie zrobisz sobie swetra na okrętkę, chyba że razem z jakimiś dziwnymi gaciami
;)
Ale jak chodzi o wykonanie czapki dla męża na zimę, to już
nie takie proste … Bo jak chcesz zrobić niby dobrze, to korzystasz ze wzoru. A
ja+wzór=tragedia ;) Siadłam do wzoru na myboshi z któregoś numeru Mollie. Nie
wyszło, prułam. I trzeba było spruć do zera, zdecydowanie lepiej robi mi się na
ślimaczka, robienie rzędami powoduje powstawanie głupiego przedziałka :/
Dobrze, że mąż ma krzywą głowę, to jakoś pasuje ;)
Na zakończenie wszyłam gotową metkę na przedziałku – od mini
czapeczki dla Sssaka nr 2 – jego by drapało, starego niekoniecznie ;)
Tak więc to jest teraz łoryginalna czopka mejd in Korea ;)
Wypruwanie i kolekcjonowanie metek ma czasami swoje zalety ;) Oczywiście maż
bunt wszczął, bo on nie chce takiej gwiazdki, no ale co on ma do gadania? Przecież
nie zna się na wizjach artystycznych autora ;)
"Czapkóf" dla całej drużyny piłkarskiej ;)
OdpowiedzUsuńChyba dla więcej jak jednej ;) Babcia by powiedziała: "jak Żyd czopków", ale nie kminię tego powiedzenia ;)
UsuńAle wyczyn :) Powiedz mężowi, że metka musi być - bez niej ani rusz ;)
OdpowiedzUsuń