Mąż zmontował regał na książki zdaje się w zeszłym roku. Latem... Jakoś tak :) I od samego początku wiedziałam, że musi być jakoś pomalowany. Koncepcje były różne, ale żadna słuszna... I któregoś razu mnie oświeciło i już wiedziałam :) Plan co prawda był, żeby napis był rozciągnięty na całość, ale jakoś mój mózg nie ogarniał tematu, poszło więc jak pasowało ;)
Gdyby ktoś nie wiedział o co chodzi, proszę obejrzeć:
Nie jest to moja ukochana piosenka. Nie jest dzwonkiem w telefonie i nie muszę jej słuchać codziennie. Ale jakoś tak się wryła w mojej głowie. Miałam kiedyś miseczkę z tym zdaniem, ale się potłukła. Kiedyś też znajomym talerzyk pomalowałam, gdzieś jest na blogu. Teraz będzie na zawsze i trwale. A przynajmniej do zmiany mebli ;) Takie różne mądre zdania podobają mi się na ścianach, ale mam ostatni metr kwadratowy i chyba wolę, żeby tam nic już nie było ;)
Trochę mi zajęło wymyślenie co namalować na dole. Ale nie za długo, bo trafił się taki obrazek:
W moim wykonaniu wygląda to tak:
Ptak mi się rozjechał na coś dziwnego, ale nie szkodzi ;) Ale tak to już jest jak się maluje bez szkicu prawie leżąc na podłodze i próbując przepchnąć szafę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz